3740 zł – tyle łącznie zapłaciło Fortum Silesia za przekroczenia szkodliwych emisji w jej instalacji w Zabrzu w 2019 i 2020 r. To i tak wyjątek. Szereg nieprawidłowości związanych ze spalarniami zostało zamiecionych pod dywan. Winnych i kar brak.

➡️ Śmiesznie niskie kary nie są w stanie dyscyplinować trucicieli. Niespełna 4 tys. zł kary nie zrobi wrażenia na korporacji zarabiającej miliardy euro rocznie.
➡️ Kontrole najgroźniejszych trucizn to fikcja. Dioksyny i furany nie są objęte ciągłym monitoringiem. Okresowe pomiary przeprowadzają prywatne firmy na zlecenie prywatnych firm.
➡️ Badania niezależnych organizacji oraz samorządów przeprowadzone w zachodniej Europie dowodzą, że spalarnie trują środowisko i okolicznych mieszkańców.
➡️ Tymczasem w naszym kraju nawet skandaliczne, kilkudziesięciokrotne przekroczenia emisji pozostały bezkarne. Podobnie jak próby zakopywania toksycznych odpadów po spalaniu.
➡️ Prosimy, wesprzyjcie nasze działania! https://zrzutka.pl/c6gsd6

Zysk operacyjny EBITDA korporacji Fortum za 2021 r. wyniósł 3,817 mld EUR. Czy na takiej firmie wrażenie zrobią kary wysokości niespełna 4 tys. zł? Pytanie retoryczne.

„Śląski Wojewódzki Inspektor Ochrony Środowiska, decyzją nr N84/2021/PS z dnia 22.10.2021 r., wymierzył Fortum Silesia S.A. z siedzibą w Zabrzu karę w wysokości 1 475 zł za przekroczenia w 2019 r. standardów emisyjnych pyłu oraz tlenku węgla oraz decyzją nr N85/2021/PS z dnia 22.10.2021 r. wymierzył karę w wysokości 2 265 zł za przekroczenia w 2020 roku standardów emisyjnych tlenków azotu, chlorowodoru oraz całkowitego węgla organicznego.” – czytamy w odpowiedzi na nasze zapytanie do Wojewódzkiego Inspektoratu Ochrony Środowiska w Katowicach.

W lutym 2021 r. w instalacji Fortum w Zabrzu doszło do poważnej awarii kotła. Z komina spalarni wydobywał się czarny dym, a ponad 50 tys. mieszkańców Zabrza i Bytomia nie miało ogrzewania. Na okolicę spadł dosłownie czarny śnieg. Firma bagatelizuje jednak to zdarzenie, udaje że nic takie się nie stało. Kary oczywiście brak.

Katastrofa na Odrze pokazuje jak na dłoni, że system kontroli i kar jest totalną fikcją. Spalarnia w Bielsku-Białej przez 4 lata spalała odpady bez jakichkolwiek filtrów. Poziom dioksyn i furanów był przekroczony o 3800%, 440% rtęci, 400% kadmu i talu, 360% pozostałych metali ciężkich, 630% dla pyłu. Sprawa zamieciona pod dywan.

W spalarni odpadów w Miliczu, notowano aż 28–krotne przekroczenie emisji toksycznych dioksyn i furanów. Walka z zakładem trwała wiele lat. Walczący ze spalarnią byli szykanowani, a władze udawały, że wszystko jest w porządku.

Podobnie jest z toksycznymi odpadami pozostałymi po spalaniu odpadów. Te z krakowskiej spalarni trafiły na budowę zbiornika rekreacyjnego (!!!) w Będzinie, z bydgoskiej do producenta pustaków, a ze spalarni w okolicach Warszawy do żwirowni w Dąbrówce k. Zgierza. Oczywiście rozeszło się po kościach.

Ostatnio Piotr Rymarowicz z Towarzystwo na rzecz Ziemi zwrócił uwagę na olbrzymią hałdę popiołów w sąsiedztwie „Ekospalarni” w Krakowie i nieczynne instalacje do stabilizacji i zestalania toksycznych pyłów w Krakowie i Szczecinie. Wszystko to za płotem spalarni do której radośnie ciągną wycieczki samorządowców.

Jeszcze bardziej szokująco wygląda kwestia pomiarów najbardziej szkodliwych trucizn ze spalania odpadów – rakotwórczych dioksyn i furanów.

Spalarnie często zasłaniają się ciągłymi pomiarami różnych szkodliwych związków, skrzętnie jednak omijają kwestię dioksyn i furanów. Tymczasem z kontrolowaniem ich emisji związana jest prawdziwa patologia.

Kontrole dioksyn i furanów nie są przeprowadzane ciągle. Robi się to raz na jakiś czas, w ściśle uzgodnionym terminie ze spalarnią, kiedy może ona dostosować ilość i rodzaj spalanego wsadu, tak aby wynik wyszedł jak najlepiej. O to zresztą raczej spalarnie się nie martwią, bo pomiarów dokonują prywatne firmy.

Nie ma ciągłych pomiarów emisji dioksyn, nie ma państwowych inspektorów, nie ma niezapowiedzianych kontroli, nie ma państwowego laboratorium. Jedna prywatna firma zleca, druga prywatna firma bada…

Tymczasem jak pokazują badania dioksyn wokół spalarni w Holandii i Belgii przeprowadzane ToxicoWatch na zlecenie lokalnych samorządów, nawet najnowocześniejsze spalarnie trują.

W obu przypadkach wykazano wielokrotne przekroczenie dioksyn w jajach kurzych 🥚 od kur hodowanych wokół spalarni. Jaja są bardzo dobrymi biomarkerami do monitorowania poziomu skażeń.

W Belgii pierwsze badania przeprowadzono jeszcze przed uruchomieniem spalarni, aby wykluczyć inne czynniki. Wyniki pokazują niezbicie, że poziom dioksyn znacząco wzrósł po jej uruchomieniu.

Efekt: połowa przebadanych jaj kurzych nie spełnia norm UE w zakresie dioksyn, nie można ich sprzedawać, nie powinny być spożywane. Badania wykazały, że im bliżej spalarni znajdował kurnik, tym wyższy był poziom zarejestrowanych dioksyn.

Jeżeli tak to wygląda na zachodzie Europy, to wyobraźcie sobie jaka jest rzeczywistość w Polsce… Katastrofa na Odrze unaoczniła jak to wygląda w praktyce…

➡️ Historia holenderskiej spalarni (PL):
https://www.stopspalarni.pl/historia_holenderskiej_spalarni.pdf

➡️ Badania z Belgii:
https://www.stopspalarni.pl/index.php/2022/08/05/toksyczne-skutki-spalania-smieci/

➡️ Kolejne kraje przekonują się o zgubnym wpływie spalarni:
https://www.stopspalarni.pl/index.php/2021/11/20/kolejne-kraje-przekonuja-sie-o-zgubnym-wplywie-spalarni-smieci/

➡️ Spalarnie śmieci trują (badania naukowe):
https://www.stopspalarni.pl/index.php/2022/01/08/spalarnie-smieci-truja/

➡️ Dlaczego dioksyny są takie grożne:
https://www.facebook.com/stopspalarni.wro/videos/276977943958371

➡️ Prywatna firma prywatnej firmie:
https://www.facebook.com/stopspalarni.wro/videos/566055131068608/