Spółka „Dobra Energia dla Olsztyna” twierdzi, że nic się nie stało, a spalarnia wznawia próby eksploatacyjne, choć nie ma jeszcze wyników badań. Witamy w Polsce.

Wracamy do sprawy głośnego pożaru w olsztyńskiej spalarni odpadów. Spalarni za blisko miliard złotych, która miała być „super nowoczesna i w pełni bezpieczna”. Pod koniec lutego doszło tam do groźnego pożaru. Spalarnia była wówczas w fazie rozruchu i proces spalania odpadów już się odbywał.

Jak informuje spalarnia, przyczyną pożaru „był samozapłon w silosie gromadzącym produkt z instalacji oczyszczania spalin. Złożyła się na to między innymi zbyt duża ilość dozowanego węgla aktywnego wykorzystywanego w procesie oczyszczania spalin.”

W akcji gaśniczej uczestniczyło kilkudziesięciu strażaków, którzy walczyli z żywiołem wiele godzin. Straty ocenia się na 50 mln zł. Straż zawiadomiła o pożarze Wojewódzki Inspektorat Ochrony Środowiska (WIOŚ) ze względu na niebezpieczeństwo uwolnienia się do atmosfery popiołów metali ciężkich oraz dioksyn i furanów.

Tymczasem okazuje się, że WIOŚ w Olsztynie… nie pobrał żadnych próbek…

Jak pisze portal Debata, „WIOŚ nie pobrał do badań popiołów, żużli i sorbentów, które w wyniku wybuchu wydostały się na zewnątrz. Miała je pobrać spółka i przebadać w swoim laboratorium (czyli podmiot zainteresowany aby badania nie wykazały skażenia – dop.), ale wyników nie przekazała WIOŚ. WIOŚ jedynie pobrał próbki gleby i wody. Czekamy na wyniki tych badań.”

Brak wyników wszystkich badań nie przeszkodził jednak wznowić tzw. „prób eksploatacyjnych spalarni”. W komunikacie na stronie olsztyńskiej spalarni możemy przeczytać wypowiedź Krzysztofa Witkowskiego, prezesa spółki, że „Incydent nie spowodował żadnych negatywnych skutków dla olsztynian i środowiska.” Słowem, „Polacy nic się nie stało”. Tylko czy na pewno?

Spalarnia nie poinformowała też opinii publicznej jakie konkretne działania zostały podjęte aby do podobnego zdarzenia nie dopuścić w przyszłości. Ograniczyła się do enigmatycznego stwierdzenia „Zminimalizowano ryzyko ponownego wystąpienia takiej sytuacji w przyszłości.”

Tymczasem jak ocenia Piotr Rymarowicz z Towarzystwo na rzecz Ziemi, prawdopodobnie zapaliły się tzw. niedopały – być może zawiódł system gaszenia żużla. Jak przypomina portal Debata, „na filmie zrobionym przez TV Olsztyn, podczas zwiedzania spalarni, widać w popiole niedopalone resztki.”. Co konkretnie zostało więc zrobione aby nie dopuścić do ponownego pożaru? To pytanie pozostaje bez odpowiedzi.

Za to na stronie olszyńskiej spalarni możemy przeczytać: „Wszystkie aktywności realizujemy w duchu partnerstwa, zrównoważonego rozwoju i odpowiedzialności – wartości, na których opiera się nasza Karta Etyki. Budujemy zaufanie, rzetelnie informując o naszej działalności.”

Do tego wszystkiego dochodzi postawa (byłego już) prezydenta Olsztyna, który w odpowiedzi na wniosek o dostęp do informacji publicznej odsyłał prawie w całości do spółki, choć jest to przedsięwzięcie realizowane w formule partnerstwa publiczno-prywatnego, którego stroną publiczną jest Miejskie Przedsiębiorstwo Energetyki Cieplnej w Olsztynie.

Podsumowując, pożar w olsztyńskiej spalarni odpadów to jaskrawy przykład, że ślepa wiara w „cudowne” zabezpieczenia spalarni jest złudna. Tak samo jak złudna jest wiara w skuteczność działań organów kontrolnych – co wykazała ostatnio Najwyższa Izba Kontroli.

➡️ Więcej na ten temat:
https://www.debata.olsztyn.pl/wiadomoci/olsztyn/9136-zarzad-olsztynskiej-spalarni-nadal-nie-udziela-informacji-nt-pozaru-najnowsze-slajd-kafelek.html